This is your new blog post. Click here and start typing, or drag in elements from the top bar.
Było jeszcze ciemno, ale wiedziałam ze czas juz wstawać, wysiliłam sie na uśmiech, aby wywołać w sobie jakieś pozytywne myśli, jednak byłam tak zmęczona ze nic już mi się nie chciało. Ach, jakie piękne jest życie studentki Architektury. Wiedziałam ze jest jeszcze wcześnie jednak miałam nadzieje na 40 minutowy prysznic w gorącej wodzie, może on pomoze mi wyzbyć się tego zimna, które panuje w moim ciele i duszy. Tak jak się spodziewałam, kiedy wyszłam z prysznica było już o wiele później i jak nic zaczęła się „latanka” i ceremonialne urywanie głów wszystkim winowajcom, którzy gdzieś położyli cos mojego i ze ja teraz marnuje czas, bo znaleźć nic nie mogę. Pomyślałby ktoś ze dzień zapowiadał się źle, jednak spomiędzy chmur zaświeciła nadzieje, jedna myśl, która pozwoliła mi się w końcu obudzić, ja nie jestem tylko studentka Architektury czy mieszkanka Greenpointu, ja nie jestem taka zwyczajna Polka, jestem silna, dziarska i gotowa na wszystko harcerka. Chmury opadły. Wyszło słońce. Wyszłam na dwór. Lal deszcz. Zapomniałam parasolki, ale przecież ani z cukru, ani z soli to ja nie jestem, no nie? Kiedy dotarłam do Domu Narodowego, co zajęło mi około 3 minuty, bo mieszkam dwie przecznice od niego, zrozumiałam ze cały „konwój” vanow (no dobra, dobra dwóch vanow), czekał już tylko na mnie. Jak zawsze spóźnialska. Jest to chyba moja największa wada. Ale jakoś tak zawsze jest jeszcze cos do zrobienia. Wyruszyliśmy, z Brooklynu przez Verezano Bridge, przez Staten Island i prosto do New Jersey, popijając goraca herbatke (ja oczywiście pilam kawe bo nie musiałam się jakos obudzic) a w tle słychać było już tylko GPS. Wspominalysmy nasze letnie przygody, opowialysmy o wszystkim i o niczym. Smialysmy się z tego jek często ludzie pytaja nas czy sprzedajemy „chocolate-chip cookies”, i jak wiele razy my musily im opowiadac o Szarych Szeregach i czym Polskie Harcerswto jest. A potem to już tylko było opowiadanie o tym jak działaja Amarykanscy Skauci, ale o tym już nie opowiem, bo jest to tajemnica. Do tej pory padalo. Kiedy zatrzymaliśmy się na postoju, zaczelo naprawde lac! Ogromne lodowate krople uderzaly w dach samochodu. Krzyczaly: „Czas ruszac dalej!” Przed dotarciem na miejsce zgubiliśmy się raz, a GPS i tak nalegal żebyśmy jechali prosto, jak jacys degeneraci najwyraźniej, naprzeciw znakom i balustradom. Oh pozal się Boze. Jednak szczesliwie dotarliśmy do celu objazdem. Kiedy wygramoliliśmy się z samochodu ciagle jeszcze padalo, choc slabiej. Wiele harcerek pobieglo wprost do lazienki, reszta rozprostowywala nogi a Gosie użądliła prszczola. Ale co ja tutaj rozpisałam się o niczym kiedy najwazniejsza czescia wyprawy były kajaki. Zaczelo się z małymi usterkami: autobusiki były malutkie, suficiki niskie, nie jedna harcerka udezyla w nie glowa, pachniały tez srednio a jak już dojechaliśmy na miejsce okazalo się ze jest o jeden kajak za malo… zgadnijcie kto kajaka nie dostal… . No tak. Pewnie ze ja, ach. Za to dostaly mi się dwa wiosla. Harcerki były strasznie niecierpliwe wiec popłynęły bez nasa, my zas powoli pakowalysmy się. Karolek wykręcała wiosłem i o malo nie wybila mi wszystkich zebow. A sekunde pozniej oslyszalam skrzeczace: „Aniaaaaaaaaaaaaaaa!” a kiedy się odwrcilam zobaczylam Karolka z wielkim pajakiem na kolanach, wyglądała dosc komicznie siedząc tak w kajaku. Podeszlam do niej z wielkim spokojem i pokazałam pajakowi droge, a Karolek przeteleportowala się o jakies 6 feet. Monika probowala wyzbyc się wody z kajaka, używając instrukcji „How to Get Water Out of Your Kayak for Dummies” by Druhna Ewa. Kajak dowiezli mi szybciutko, ale zabrali mi wioslo, na szczescie mialam drugie. Kiedy wszyscy byli już gotowi a ja wyglądałam jak Pudzianowski, z moja super-napakowana klata w formie kamizelki ratunkowej. Wsiadlysmy w kajaki i wypłynęłyśmy na w „rejs” po Morzu Czerwonym (bo tak nazwaliśmy miejsce naszego splywu, ponieważ woda była kompletnie czerwona, nie pytajcie dlaczego, bo sama nie mam pojecia) nasza radosc nie trawala dlugo bo zaraz większość z nas zaklinowala się pod mostem. Dalej szlo już lepiej oprocz tego ze mój kajak uparl się żeby plynac tylem. A potem już dzialo się wiele dziwnych rzeczy: odbywaly się sesje zdjęciowe, testy aparatow wodo odpornych, wyścigi kajakow, bumper-kajaki, po prostu Kajaki-Survivor, moje oczy nigdy jeszcze nie widzialy takich mrożących krew w zylach wydarzen. Szczerze to krew w zylach mrozila tylko woda, gdyz wiosłowanie rozpalilo waleczne dusze, rozgralo miesnie i zostawilo znaki w formie odciskow na kciukach. Opuszki malych palcow spuchly, wiosla zawisly na galeziach, a nasze kochane charcerki wyladowaly w „dżungli Brazylijskiej”. Przeprawa była ciezka, wycieczajaca, przypominala walke i wymagala wytrzymałości. Widac było lzy i razosc z malych zwycięstw. Nie straszne nam były ni dzikie jelenie ani tez czerwona odchlan wody i żyjące tam aligatory.Bylismy świadkami bohaterskich czynow, podawania pomocnych dloni, utwierdzania wszystkich co do autentycznosci bycia prawdziwa harcerka. Choc nie w mundurze to z lilijka i krzyzem na sercu. Wyszlo slonce. Oświetlało nam drogę i cele. Niektórzy polegli pomagając innym, byłam jedna z nich. Paulina i ja wyladowalysmi na galezi, Paulina krzyczala: „Aniaaaa!” ja chciałam się zatrzymac żeby pomoc jej zdjąć wioslo z drzewa bo tam utknęło zawislam na galezi. A potem wszystko dzialo się już bardzo szybko. W mgenienu oka znalazłam się w wodzie, mój kajak wywrocil się do gory nogami (a w tle było już tylko słychać wystrzamy aparatu Ilony), pszeszyl mnie bol, wydalo mi się ze zimna woda załatwiła mi nerki, zastanawiając się czy nie będę miala hipotermii martwilam się bardziej o mój telefon, który mialam w moim plecaku (a raczej w plecaku mojej siostry). Czlowiek który wymyślił Zip-Lock Bags powinien dostac nagrode Nobla, przynajmniej ja tak uwazam… . Aha a w tym czasie Paulinka pokaja kowala sobie z uśmiecham dalej. Moje nowe Converse okazaly się pomocne gdyz przymalay się dobrze podloza. Jak zmokla kura dobilam do brzegu po drodze utknęłam w galeziach, ale dalam rade. Dlugo zajęło mi wyciaganie kajaka na brzeg, gdzy nie mogłam dostac się do zatyczki, ale dalam rade. Kiedy już wylalam wode i kajak był gotowy do drogi, musiałam się sama przygotowac. Zdjelam buty i wycisnęłam skarpetki, co wywołało natychmiastowa reakacje u Lilki (która wraz z Ilona i Ewa urządzały mi sesje zdjeciowa) która nie mogla powstrzymac smiechu, gdzyz z mojch skarpet popłynęła pelym korytem, Wisla. Gotowa do akcji wspadalam do kajaka, i podbudowana aplauzem, pogonialam za reszta kiedy dotarlam na miejsce wszystkie harcerki jadly lunch. Dowiedzialam się ze nie próżnowały i Natalia P także juz zdarzyla dac nurka. Po przekasce, sesji zdjęciowej „curtesy of Jason”, przepakowaniu znow wskoczyliśmy na kajaki. Dalej Szlo już gladko, chyba wszyscy wpadli w rytm, momo ze wioslo Natali S utknęło na drzewie a Natalia P znow dala nurka, wszystko było ok. I tak podruzowalysmy w bardzo szybkim tepie az dotalysmy do podwodnej klody gdzie wszyscy utknęliśmy i wyglądaliśmy jak foki które w pospiechu probuja przedostac się z brzegu do wody. Niedlugo potem wszyscy się zesmucili gdyz był to już koniec naszej kajakowej wyprawy. Ale konec wyprawy nie znaczyl ze to już koniec przygod. Kiedy tylko pzeplynelysmy pod mostem, kajak Karolka przewrocil się, czego ani ja Ania moniaka nie zauważyliśmy. Kiedy odwrozilam się żeby cos sdo niej powiedziec zauważyłam ze jest tam tylko jej wywrócony kajak i cos co wyglądało jak jej kamizelka , w ktorej zauważyłam jej glowe. Pewnie szystko by się tak skończyło gdyby nie to ze Karolek zaczal odpływać z pradem. I tak rozpoczęła się nasza akcja ratownicza. Zaczelam Gonic za karolkiem i jej kajakiem, zlapalam jej wioslo, a Karolka dokonimam dopiero za zakretem. Karolek zawiesila się na moim kajaku, gdzy było tam za gleboko aby mogla stanac na dnie a dotego krzyczala: „Ania! Ja nie chce dotknąć dna!” Wiec trzymalam tak Karolka, jej Kajak, jej wioslo, swoje wioslo, i trzymalam się drzewa. Wiec mowie: „ Karolek wlaz do kajaka” a Karolek: „Nie mogę oddychac, jest mi za zimno!”, a ja na to „To wlaz do kajaka!” a ona na to: „Spodnie mi spadaja”, ale mimo wszystko probowala wejsc do mojego kajaka który za każdym razem prawie się przewracal. Na pomoc prybyl nam pan od kajakow i zabral ode mnie wioslo. Od razu było latwiej. Wrocilysmy zwycięsko do brzegu. Ja na swoim kajaku, a Karolek na kajaku naszego wybawcy. I znow dostałyśmy pelen aplauz aha i oczywicie odbyla się sesja zdjeciowa. Chwile pozniej, kaszlacy Karolek i cala reszta zrzucila kamizelki ratunkowe, i czesciwo bose wsidalysmy do autobusikow, gdzie było o wiele cieplej. Duma i para wylatywaly drzwiami i oknami.
Potem odbyl się bieg na przelaj po ciuch do przebrania. Moje były w moim plecaku, który wraz ze mna dal nura. Jeszcze raz, dziekuje swoim wybawcom za Zip-Lock’i. Kiedy wszyscy czuli się już cieplo i sucho, lodowe-entuzjastki zafundowaly sobie lody w kształci Sponge-Bob’a. Ja jako ze nie toleruje laktozy, podjadlam loda od Karolka. Droga powrotna opierala się na jedzeniu chinskich smakołyków, chipsow, picia ciagle jeszcze goracej herbatki oraz odnajdywaniu wygodnych pozycji do spania. Mogę tylko powiedziec ze droga powrotna trwala jakies 15 min, a przynajmniej ja tylko tyle pamiętam. Rada harcerskiego sejmu z czerwonego vana nie odbyla się. Każdy znow się martwil ze musi wrócić do swoich obowiązków, a mimo to zyje nadzieja szybkiego ponownego spotkania, na biwaku Szczepu już w Pazdzierniku, gdzie nasze dusze będą znow mogly tanczyc, śpiewać i cieszyc się zyciem. |
AuthorWrite something about yourself. No need to be fancy, just an overview. ArchivesCategories |